Po tym wszystkim rozstaliśmy się na pół roku. Nie wiem, co sobie myślałam - zawsze powtarzałam, że nigdy nie zrezygnuję ze stabilizacji, by przez chwilę poczuć się dobrze. Okazało się, że mój narzeczony wiedział również o tej nocy, kiedy spał u nas Krystian. Wtedy mi jeszcze zależało, głównie dlatego to ukrywałam i byłam zaskoczona, kiedy mi to wykrzyczał. Nie chciałam, by do tego doszło i nie wyszło to ode mnie, co miałam zrobić? Jak miałam zareagować? Krzyknąć, by się obudził, zostawił mnie przed ślubem, pobił go i miał potem jakieś konsekwencje prawne? Czułam się okropnie po tej nocy, ale uznałam, że najlepiej było mi to przemilczeć i przełknąć w ciszy - biorąc pod uwagę nasze szczęście. Od tamtej pory rzadziej uprawialiśmy seks, bo miałam wyrzuty sumienia. Zaczęło się psuć, zaczęły się coraz większe kłótnie.

Ten kolega z pracy był kimś, kogo nie obchodziło to wszystko - nie powiedziałam mu o tym, ale nie mógł mieć pretensji, w końcu wcześniej się nie znaliśmy. Fajnie nam się rozmawiało, był miły, podwoził mnie z pracy do domu, słuchaliśmy tej samej muzyki, był zaradny i tak dalej. Zaczęłam dostrzegać w nim to, czego brakowało mi w narzeczonym. Ciągle się sprzeczaliśmy, wyzywaliśmy. Jak jesteś na kogoś wściekła, to w przypływie emocji robisz naprawdę idiotyczne rzeczy. Mi było łatwiej... w końcu po tej nocy z Krystianem już i tak było po wszystkim. Ten pocałunek z Pawłem z pracy był zupełnie niewinny - typowa reakcja na brak zrozumienia ze strony partnera i brak uczuć - w końcu od dłuższego czasu nie całowaliśmy się zbyt często. Poczułam się dla kogoś atrakcyjna, doceniona. Brak seksu na co dzień sprawił, że sytuacja w samochodzie mnie podnieciła. Mój narzeczony niczego nie doceniał, byliśmy w "separacji", więc chciałam podziękować komuś, kto był cały ten czas i... cały ten czas doceniał - to było dla mnie zupełnie nowe uczucie. Takie, o którym już dawno zapomniałam. 

Podziękowaniem był ten niewinny pocałunek - taki był plan

Podziękowaniem był ten niewinny pocałunek - taki był plan, chciałam mu zrobić na złość. Doszło do tego pożądanie, zaniedbanie i podniecenie... i nie mogłam się powstrzymać, by nie rozpiąć mu tych spodni. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Lubiłam seks oralny. Może to dziwne, ale wiecie już przecież, że zaczęłam właśnie od niego, nie od klasycznego seksu. Lubię, kiedy mam go w ustach... kiedy jest duży i wypełnia mnie całą. Jak nie mogę złapać oddechu. Jak facetowi jest tak dobrze, że łapie mnie za włosy, jakby chciał powiedzieć: "Tu jest Twoje miejsce, błagam, nie przestawaj, rób to dalej". 

Rozmawiałam kiedyś z narzeczonym o trójkątach - tak w sferze fantazji. Doszliśmy do tego, że lubimy pofantazjować, ale nigdy nie odważymy się na to w realnym życiu, bo zaprzepaścimy związek - cóż, po tych wydarzeniach już chyba nie da się go zaprzepaścić bardziej. Ale do rzeczy. Powiedziałam wtedy, że w tych fantazjach zawsze jest z przodu, bo seks oralny to coś, co chciałabym zostawić tylko dla niego. I robić to z miłości.

Problem w tym, że wtedy w samochodzie myślałam, że zakochałam się w tym koledze z pracy. Obciągnęłam mu w samochodzie pod blokiem. Okazało się, że karma jednak wraca - po niecałych dwóch miesiącach wszystko się rozpadło, a ja zostałam z niczym. Dodatkowo on okazał się świnią, która nagrała filmik i wysłała go mojemu byłemu, kiedy chciałam to jakoś poukładać.

Wszystko się pochrzaniło. Z byłym narzeczonym widywałam się na uczelni. Parę razy o tym rozmawialiśmy i tłumaczyłam, że żałuję... że to pomyłka. Ale chyba niełatwo było nam zacząć od nowa. Mieliśmy jednak kontakt koleżeński. Z czasem przestał przy każdej rozmowie przypominać mi o tym wszystkim i gadało nam się lepiej niż kiedykolwiek.