Mieliśmy spotkanie integracyjne na uczelni. Nie tak dawno się zaręczyliśmy i przeprowadziliśmy wspólnie do innego miasta. Byliśmy tutaj zupełnie sami, a na studiach - jak to na początku bywa - nie mieliśmy szczególnie bliskich relacji z pozostałymi. Tak to właśnie jest, kiedy oboje idziecie na ten sam kierunek. Jedno patrzy na drugie i wysyła sygnały typu: "Nie patrz się na niego" albo "Nie patrz się na nią" i ciężko z kimkolwiek się zaprzyjaźnić.

Po zajęciach poszliśmy do pijalni wódki i oboje wypiliśmy całkiem sporo. Po dwóch godzinach ruszyliśmy do klubu - całą paczką. Nastroje się nieco zmieniły, było zdecydowanie luźniej. Weszliśmy do środka, zamówiliśmy lożę vipowską, dużą wódkę i parę drinków. Zatańczyliśmy wspólnie kilka razy. Moja ukochana się zmęczyła - ja zresztą również - więc postanowiliśmy usiąść i odpocząć. Napiliśmy się wódki. Chwilę później podszedł do nas Patryk (z uczelni) i zapytał mnie czy może z nią zatańczyć. Nie lubiłem takich sytuacji, ale odpowiedziałem twierdząco, bo cóż... zależało mi na w miarę pozytywnych relacjach z innymi. Zresztą nie chciałem jej robić wstydu, zgodziłem się. 

Był to jakiś typowo dyskotekowy, elektroniczny kawałek. Takich numerów nie tańczy się w parach, więc tańczyli na przeciwko siebie, w pewnej odległości - pomyślałem że to nawet lepiej. Patrzyłem na nią, była roześmiana i wyluzowana. Wydawało mi się, że dużo bardziej niż wtedy, kiedy tańczyła ze mną. 

Po chwili stało się coś, czego się nie spodziewałem - coś, co dało mi do myślenia. Patryk zaczął tańczyć nieco bliżej mojej narzeczonej. Zdaję sobie sprawę, że długowłosa brunetka, która ma na sobie obcisłą, czarną sukienkę zakrywającą jedynie skrawek ud, potrafi sprawić, że faceci wariują. Tym bardziej, jeżeli zestawimy to w parze z alkoholem, szpilkami i seksownymi pończochami. Przybliżył się do niej.

Tańczyli tak przez chwilę, po czym objął moją narzeczoną w pasie. Obraz delikatnie mi się rozmywał - byłem nieźle wstawiony. Poczułem zazdrość. Przechyliłem dwa kolejne kieliszki. Obrócił ją tyłem do siebie. Kołysali się w rytm klubowej muzyki. Moja wybranka była wcześniej tancerką - tańczyła dancehall. No, wiecie, szejki i tak dalej. Patrzyłem jak się kołyszą, a chwilę później również na to, jak oboje schodzą powoli do parteru i wracają do punktu wyjścia. Trzymał ją za biodra, a ona delikatnie pochyliła się do przodu. Jej duży, kształtny tyłek ocierał się o jego rozporek. Była mokra od potu. Patrzyłem dalej, zazdrość przybierała na sile - chciałem wstać i powiedzieć jej, że to koniec. Coś mnie jednak powstrzymywało - chciałem zrobić to bez udziału osób trzecich. Patrzyłem jak tańczą. Ocierała się o niego tyłkiem - byłem zszokowany, że to robi - tak, że krótka sukienka zsuwała się do góry, odsłaniając coraz więcej. Patrzyłem na jej tyłek. Widziałem jak w tym momencie odwraca głowę w jego stronę, a ich spojrzenia spotykają się. Jest roześmiana i szczęśliwa. Widziałem jak otwiera usta, jakby chciała jęknąć, a potem się uśmiecha i przygryza wargę, kołysząc się dalej w rytmie klubowej muzyki.

Minęło kilka minut, zanim wrócili. Wyszeptałem jej coś w stylu: "Co to miało znaczyć? Ocierałaś się tyłkiem o jego kutasa?! Aż tak się podnieciłaś?!". Ona nie widziała w tym nic złego - odparła, że przecież nic nie czuła i nic ją nie podnieciło - tym bardziej, że jej się nie podoba. Bez namysłu postawiłem warunek: "Wychodzisz ze mną albo to koniec". Nie wyszła. Wróciłem nad ranem i wróciliśmy razem do mieszkania. Obiecała, że więcej nie będzie z nim rozmawiać i pisać. Ta sytuacja dała mi jednak do myślenia.