Dałam się wyruchać na domówce - Marzenie Zrealizowane!
Domówka jak każda inna. Powiem szczerze, że nie przepadam za tego rodzaju spotkaniami, bo zwykle - jeśli już - organizujemy jakieś spotkania towarzyskie w gronie tych najbliższych znajomych, a więc standardowo pizza, winko, jakiś film i pogaduchy. Nie lubię tłumów, więc rzadko daję się namówić na coś większego, ale tym razem była okazja. Właśnie wrócił z Anglii mój dobry przyjaciel, sąsiad i kolega ze szkoły - Damian. Zatrzymał się u nas, bo zjechał do Polski na swoje urodziny, a tak naprawdę jedynym rozwiązaniem był hotel, na który moja ukochana mu nie pozwoliła, bo uznała, że to nie do końca wypada, żeby urodziny spędzał w hotelu.
No i cóż, zaprosiliśmy go do siebie, odebraliśmy z lotniska, w zasadzie od razu zabraliśmy się do picia razem drinków i oddawaliśmy się niekończącym tematom do rozmów w takim dość mocno ograniczonym gronie - mi pasowało, jednak Damian zwierzył się, że chciałby wrócić do czasów, gdy ustawialiśmy się z kumplami i piliśmy na umór. Rzecz jasna potem przyszła dorosłość, obowiązki, związki i rodziny, więc nie było na to czasu i całkiem naturalnie przestaliśmy się ze sobą widywać - jak praktycznie ze wszystkimi znajomymi "w pewnym wieku".
Wpadliśmy na szalony pomysł, by wykorzystać urodziny jako okazję do zorganizowania takiej domówki - nie było gdzie, więc siłą rzeczy musieliśmy zorganizować ją u nas. Na szczęście nie kosztowało mnie to wiele, bo Damian przywiózł ze sobą pokaźną ilość pieniędzy i poza upominkami zorganizował sobie w zasadzie to wszystko sam. Pomogliśmy jedynie ogarnąć przekąski i jedzenie. Kwestia alkoholu spadła na niego i dwie godziny później stał w progu z wielką torbą butelek.
Czasu było mało - wypiliśmy kilka drinków i poszliśmy spać, a następnego dnia od rana dopinaliśmy wszystko na ostatni guzik.
Kilka godzin później zjawili się pierwsi znajomi, a Damian skoczył na miasto po brakujące produkty. W tym czasie zabraliśmy się za dekorowanie wszystkiego dookoła, a ja odebrałem tort, który powinien być dla niego sporym zaskoczeniem. Rzecz jasna znajomych zaprosiliśmy na wcześniejszą godzinę niż Damian myślał i w międzyczasie wszyscy byliśmy już w komplecie. Czekaliśmy jedynie na solenizanta, choć najwyraźniej nie każdy, bo poszły już pierwsze szampany, a Martyna - coraz bardziej wcięta - ochoczo rozmawiała z pozostałymi kolegami.
Damian się spóźniał - Martyna wyraźnie w szampańskim nastroju, siedziała koledze na kolanach, a ja zajadałem chipsy i zerkałem na zegarek.
W końcu rozległo się pukanie do drzwi. To był oczywiście Damian, z kolejnymi torbami. Na szybko pobiegłem do kuchni i zapaliłem świeczki na torcie. Był tak ciężki, że o mało nie zaliczyłem gleby jeszcze przed dotarciem do przedpokoju, ale uff... udało się.
Damian był wyraźnie zaskoczony sytuacją, jednak dało się zauważyć trochę wzruszenia w jego oczach, gdy dumnie ruszyłem do przodu, dodając:
- Wszystkiego najlepszego, brachu!
Zaraz za mną podniosła się Martyna, a potem reszta naszej domówkowej grupy.
- Wszystkiego najlepszego - powiedziała, po czym cmoknęła go delikatnie w policzek.
No i cóż, zaprosiliśmy go do siebie, odebraliśmy z lotniska, w zasadzie od razu zabraliśmy się do picia razem drinków i oddawaliśmy się niekończącym tematom do rozmów w takim dość mocno ograniczonym gronie - mi pasowało, jednak Damian zwierzył się, że chciałby wrócić do czasów, gdy ustawialiśmy się z kumplami i piliśmy na umór. Rzecz jasna potem przyszła dorosłość, obowiązki, związki i rodziny, więc nie było na to czasu i całkiem naturalnie przestaliśmy się ze sobą widywać - jak praktycznie ze wszystkimi znajomymi "w pewnym wieku".
Wpadliśmy na szalony pomysł, by wykorzystać urodziny jako okazję do zorganizowania takiej domówki - nie było gdzie, więc siłą rzeczy musieliśmy zorganizować ją u nas. Na szczęście nie kosztowało mnie to wiele, bo Damian przywiózł ze sobą pokaźną ilość pieniędzy i poza upominkami zorganizował sobie w zasadzie to wszystko sam. Pomogliśmy jedynie ogarnąć przekąski i jedzenie. Kwestia alkoholu spadła na niego i dwie godziny później stał w progu z wielką torbą butelek.
Czasu było mało - wypiliśmy kilka drinków i poszliśmy spać, a następnego dnia od rana dopinaliśmy wszystko na ostatni guzik.
Kilka godzin później zjawili się pierwsi znajomi, a Damian skoczył na miasto po brakujące produkty. W tym czasie zabraliśmy się za dekorowanie wszystkiego dookoła, a ja odebrałem tort, który powinien być dla niego sporym zaskoczeniem. Rzecz jasna znajomych zaprosiliśmy na wcześniejszą godzinę niż Damian myślał i w międzyczasie wszyscy byliśmy już w komplecie. Czekaliśmy jedynie na solenizanta, choć najwyraźniej nie każdy, bo poszły już pierwsze szampany, a Martyna - coraz bardziej wcięta - ochoczo rozmawiała z pozostałymi kolegami.
Damian się spóźniał - Martyna wyraźnie w szampańskim nastroju, siedziała koledze na kolanach, a ja zajadałem chipsy i zerkałem na zegarek.
W końcu rozległo się pukanie do drzwi. To był oczywiście Damian, z kolejnymi torbami. Na szybko pobiegłem do kuchni i zapaliłem świeczki na torcie. Był tak ciężki, że o mało nie zaliczyłem gleby jeszcze przed dotarciem do przedpokoju, ale uff... udało się.
Damian był wyraźnie zaskoczony sytuacją, jednak dało się zauważyć trochę wzruszenia w jego oczach, gdy dumnie ruszyłem do przodu, dodając:
- Wszystkiego najlepszego, brachu!
Zaraz za mną podniosła się Martyna, a potem reszta naszej domówkowej grupy.
- Wszystkiego najlepszego - powiedziała, po czym cmoknęła go delikatnie w policzek.
Damian wydawał się speszony, ale grzecznie podziękował, odwzajemniając uśmiech.
Potem cała reszta zaczęła składać życzenia, jednak ku mojemu zdziwieniu Martyna nie odstępowała go na krok. Złapała go pod ramię i odbierała życzenia razem z nim - trochę mnie to zdziwiło, ale właśnie w tym momencie przypomniałem sobie, ile wcześniej wypiła. Było to zrozumiałe, że zachowuje się nieco dziwnie.
Przestało być zrozumiałe, gdy stanęła po lewej i prawą ręką zaczęła pocierać jego krocze. Najpierw delikatnie - tak, by nikt nie zauważył. Potem jednak sytuacja się zmieniła, bo większość jednak zauważyła i goście zaczęli wymieniać między sobą jednoznaczne spojrzenia.
Martyna także to odnotowała i skoro już pierwsze niezręczne chwile były za nami, to postanowiła przestać się z tym ukrywać i wsunęła dłoń w jego majtki.
Damian zamknął oczy i cicho jęknął. Martyna zagryzła wargi, nachyliła się i dodała:
- Raz jeszcze wszystkiego najlepszego...
Po czym przyśpieszyła, by za chwilę znowu cmoknąć go w policzek i przykucnąć.
Domyślacie się, co było później? Rozpięła mu rozporek - przy wszystkich - i wepchnęła kutasa do ust. Reakcja facetów była prosta do przewidzenia - przedpokój wypełniły śmiechy i słowa zachęty, a ona ssała go bez opamiętania, jakby w ogóle mnie tam nie było. Nie czekaliśmy długo na finał - pierwszy strzał niewątpliwie spłynął jej wprost do gardła. Przy drugim już chwyciła go ręką i skierowała go na twarz. Muszę przyznać, że wyglądała całkiem słodko, choć nie miałem nawet ochoty myśleć o konsekwencjach tej sytuacji i tłumaczeniu się, gdy będzie już po imprezie.
Ciągnęła mu jeszcze przez chwilę, po czym skinęła w moją stronę i powiedziała:
- No chodź do mnie...
Zrobiłem jak kazała, a ona nieoczekiwanie pocałowała mnie w usta, wlewając we mnie wszystko, czego nie zdążyła przełknąć. Przy gościach. Przy moich trzech kumplach i narzeczonej sąsiada, która była absolutnie zszokowana - może nawet bardziej niż ja.
Martyna wtuliła się we mnie i dodała:
- Zobacz, jaka jestem mokra...
Nakierowała moją dłoń pomiędzy uda i poczułem, że faktycznie była mega podniecona.
Dalsza część domówki to w zasadzie jeden wielki burdel... brali ją jeden po drugim... piliśmy alkohol, a potem znów kolejny znajomy brał ją na następną rundę i tak w kółko aż do 4 nad ranem. A ona za każdym razem wołała mnie do siebie, całowała w usta i kazała wylizywać każdą zalaną dziurkę, nieważne którą, bo spuszczali się w nią wedle uznania.
Byłem mega podniecony, ale i jednocześnie czułem się upodlony. Byłem wściekły i zadowolony - nie wiedziałem co o tym myśleć, ale wiem jedno: chętnie robiłem to, o co prosiła, a następnie robiłem sobie dobrze myśląc o tym, co przed chwilą zobaczyłem.
Zdjęcia z tej pamiętnej domówki nadal są na moim Instagramie mimo, że nie jesteśmy już razem, a ja... chyba w dalszym ciągu brakuje mi kobiety, z której mógłbym zlizywać spermę dokładnie tak, jak wtedy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.